15 sierpnia 2017

[140] Życie jest sztuką? – „Sońka”

Autor: Ignacy Karpowicz
Ilość stron: 208
Literatura: polska
Wydawnictwo: Literackie
Moja ocena: 8/10
Wyzwania:


A był to czas wielu wojen, z których żadna nie była naszą.


Ignacy Karpowicz urodził się w 1976 roku w Białymstoku. Studiował na MISH-u (Międzywydziałowe Indywidualne Studia Humanistyczne) na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie głównie zajmował się iberystyką i afrykanistyką. Jest tłumaczem z języka angielskiego, hiszpańskiego i amharskiego. W 2006 roku wydał swoją debiutancką powieść „Niehalo”, za którą został nominowany do Paszportów Polityki. Był czterokrotnym finalistą Literackiej Nagrody „Nike”. W 2010 zdobył Paszport Polityki dzięki powieści „Balladyny i romanse”. Do tej pory Karpowicz ma na swoim koncie siedem publikacji. „Sońka”, ostatnia jego książka, została wydana w 2014 roku.

Reżyser teatralny, Igor, przejeżdża akurat przez małą wieś gdzieś na Kresach, kiedy psuje mu się samochód. W dodatku nie może złapać zasięgu, by wezwać pomoc. W ten sposób trafia do domu Sońki – staruszki, która przeżyła wojnę, przeżyła wielką miłość, przeżyła w ogóle, i która ma do opowiedzenia pewną historię. Chcąc nie chcąc, jej słuchaczem zostaje Igor. Opowieść od razu, w myślach, zamienia w sztukę teatralną.

„Sońka” jest dosyć niepozorna – to raczej cieniutka książka, w której i tak nie każda strona jest zapełniona i w której wrażenie minimalizmu potęguje również minimalistyczna okładka. Opis także niewiele mówi o treści. Jaka jest więc „Sońka”, o czym, dla kogo?

I aż oniemiał, a wargi, ta górna i bardziej okazała dolna, ułożyły się w „o”. Twarz Soni bowiem to jest twarz naprawdę, takich twarzy życie już nie lepi, takich twarzy się nie widuje. Bo twarz Soni zstąpiła z ikony: brązowa, czerstwa, popękana, bez znaczenia i kłamstwa, ale też mocna, z jaśniejszymi liniami zmarszczek, a zmarszczek ma chyba pierdylion, mieliby chirurdzy plastyczni zajęcie: polerowanie, naciąganie, przycinanie, wystarczyłoby im niepotrzebnej skóry na przynajmniej trzy nowe twarze. Bo twarz Soni to twarz po prostu: widać, że coś przeżyła, widać, że coś marzyła, nade wszystko jednak ta twarz służy do tego, do czego ją Haspodź powołał: do słuchania, patrzenia, jedzenia, do mycia, całowania, wąchania, do czkania, płakania, siąkania.

Staruszka opowiada historię swojego życia, w której główną rolę odgrywa wielka, lecz niestety zakazana miłość. Sońka powoli sunie przez meandry swojej pamięci, wspominając dzieciństwo, młodość, lata wojny i te późniejsze. Okazuje się, że życie Sońki częściej wypełniały ból, smutek i nienawiść, choć znalazł się też czas na radość i miłość. Sońka jawi się jako kobieta silna, której nie złamały wszelkie tragedie toczące się przez jej życie – choć nie raz było bardzo blisko. Przeszła przez prawdziwe piekło, gdy po tym, jak połączyło ją ogromne uczucie z esesmanem, z Joachimem, straciła szacunek wśród sąsiadów i bliskich. Długo żyła wśród hańby i poniżenia. 

Sonia kręciła głową, jak gdyby nie rozumiejąc wiele z tego, co przywoływała, a czego nie widziała na własne oczy. Ostatecznie może to wszystko zmyśliła? Może w starciu opowieści z historią to prawda zawsze wychodzi poturbowana?

Igor natomiast to, co opowiada Sońka, od razu przekłada na język teatru – planuje sztukę, którą wkrótce wystawia. Nie przejmuje się jednak tym, by w dobry, godny sposób oddać historię Sońki. Dla Igora ważniejszy jest zachwyt widzów, dlatego nie wstydzi się stosować kiczu czy najprostszych chwytów, aby zadowolić widza. I właśnie tutaj zaczyna się problem – choć można też uznać, że to zaleta. Bo „Sońka” w pewnym momencie się rozmywa. I już nie wiadomo, ile w niej opowieści staruszki, a ile zmodyfikowanej na potrzeby teatru historii, która ma tanimi sztuczkami oczarować publikę. Narracja poprzetykana jest uwagami reżyserskimi, przez które historia traci ciągłość, a odbiorca pewność, czy to, co czyta, to na pewno w stu procentach opowieść Sońki. Dodatkowo Karpowicz bawi się też konwencją gatunkową, upodabniając „Sońkę” w pewnym momencie do dramatu. Jest to zabieg ciekawy, ale jeśli nie jest się na niego przygotowanym, wprowadza niezły zamęt (ja na przykład w pewnym momencie myślałam, że te reżyserskie uwagi to przeoczony w korekcie książki tekst, pozostałość po redakcji). Mój odbiór „Sońki” został przez to zaburzony, ale zdaję sobie sprawę z tego, że tak miało być, że o to chodzi.

Nie świeć, Panie, za mocno, nad jego duszą, lecz i nie gaś lampy, boż to nie po człowieczemu tak zupełnie po ciemku spędzać czas wolny od życia.

To, co na pewno zachwyca, to język. Jest w pewnym sensie inny – bardziej staranny, mniej współczesny (choć tam, gdzie trzeba, aż nazbyt współczesny), okraszony dodatkowo białoruskimi wtrąceniami, dość prosty, raczej nie kwiecisty, ale bardzo piękny w tej swojej prostocie i ujmujący. Tworzy niesamowity klimat. Dzięki niemu opowieść Sońki jeszcze bardziej wciąga i intryguje. Do tego narracja poprzetykana jest również takimi wtrąceniami jak komentarze kota czy psa. One wprowadzają do tej książki swego rodzaju mistycyzm, który świetnie komponuje się z Kresami i opowieścią leciwej kobiety. 

„Sońka” to jedna z tych książek, która maksymalnie angażują czytelnika, wymagają od niego chwili uwagi i spokojnego przeczytania i która mimo małej objętości, jest dość wymowna i zostaje na dłużej. Nie powiem – nie zachwyciłam się bardzo, a pułapki zastawione na czytelnika w narracji bardziej mnie zmyliły, niż przypadły do gustu, jednak nie da się ukryć, że to kawałek dobrej, niesztampowej polskiej literatury. Jeśli macie na coś takiego ochotę, z całego serca polecam.

10 komentarzy:

  1. Zdecydowanie sięgnę po tę książkę. Co prawda "Balladyny i romanse" jakoś mnie nie zachwyciły, ale jestem ciekawa pozostałych książek. Dzięki za pomocną i rzetelną recenzję :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się "Balladyny i romanse" bardzo podobały, ale "Sońka" to zupełnie inna odsłona Karpowicza, tak że trzymam kciuki, żeby Ci się spodobała. :) Dziękuję! <3

      Usuń
  2. O, i to jest świetna propozycja :) Lubię i cenię sobie historie, które angażują czytelnika, więc na pewno spróbuję z "Sońką". Zaintrygowałaś mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie życzę miłej lektury i czekam na recenzję. :D

      Usuń
  3. Karpowicz to autor, z którym spotkanie postawiłam sobie za punkt honoru. Podobnie, jak z Olgą Tokarczuk czy Szczeanem Twardochem. Przyznam, że jestem bardzo do tyłu ze współczesną literaturą polską, a przecież Polska to kraj, w którym nadal tworzą jednostki wybitne. Odważni ludzie, którzy za wszelką cenę nie obniżają lotu. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też jestem do tyłu, szczególnie z literaturą polską z wyższej półki. Myślę, że Karpowicz to krok w dobrą stronę. Tokarczuk też mam w planach, co do Twardocha... na razie nie czuję się gotowa. :)

      Usuń
  4. Tak trochę poza tematem - Sońka kojarzy mi się z psem - u nas na osiedlu takich jest aż pięć sztuk :) A co do książki to jestem średnio przekonana :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, też mi się tak kojarzy. Choć być może na Kresach jest to bardziej popularne imię. :)

      Usuń
  5. Bardzo bym chciała przeczytać tę pozycję, już od dłuższego czasu. Czuję, że po prostu powinnam...
    Pozdrawiam! włóczykijka z imponderabiliów literackich

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie życzę Ci, żeby przypadła Ci do gustu. <3

      Usuń