22 stycznia 2016

[50] Nostalgicznie i refleksyjnie – „Norwegian Wood”

Autor: Haruki Murakami
Ilość stron: 472
Wydawnictwo: Muza
Język oryginału: japoński

– A jak bardzo mnie kochasz?
– Tak bardzo, że mógłbym stopić na masło wszystkie tygrysy we wszystkich dżunglach na świecie.



 
Haruki Murakami jest jednym z najbardziej znanych japońskich pisarzy. Urodził się w 1949 roku w Kioto. Studiował teatrologię na Uniwersytecie Waseda. W wieku trzydziestu lat wydał swoją pierwszą powieść, "Słuchaj pieśni wiatru", która w maju 2014 roku została po raz pierwszy wydana w Polsce. Murakami wysłał ją na konkurs i zajął w nim pierwsze miejsce, zdobywając nagrodę Gunzō. Następnie napisał kilka kolejnych powieści. Przez jakiś czas mieszkał we Włoszech. Tam napisał „Norwegian Wood”, powieść, która przyniosła mu wielką sławę. W 1991 roku przeprowadził się do Stanów Zjednoczonych, a w 1995 powrócił do Japonii. Poza pisaniem zajmuje się tłumaczeniem z języka angielskiego.

Toru Watanabe przyjaźni się z Kizukim oraz jego dziewczyną, Naoko. Kiedy Kizuki popełnia samobójstwo, więź pomiędzy dwójką pozostałych jeszcze bardziej się zacieśnia. Ich relacja jednak nie kończy się happy endem, ponieważ Naoko ma z natury depresyjną osobowość i słabą konstrukcję psychiczną, która przez śmierć chłopaka jeszcze bardziej została naruszona. Odtąd ich relacja ulega osłabieniu, Naoko i Toru tracą ze sobą kontakt. Wkrótce Toru poznaje Midori, dziewczynę mającą niemal odwrotny charakter do osobowości Naoko – energiczną, wygadaną, wesołą. Jednocześnie odnawia kontakt z Naoko. Toru nie potrafi zrezygnować z żadnej, aby być z drugą. Jaką decyzję podejmie? Jak znajomość z Naoko i z Midori wpłynie na niego samego?

Opis książki, zarówno przedstawiony przeze mnie, jak i umieszczony na ostatniej stronie okładki książki, nawet w połowie nie oddaje tego, o czym można przeczytać w „Norwegian Wood”. Tych kilka zdań bowiem zapowiada historię miłosną oraz problem z wyborem tej właściwej kobiety. A jedyna od początku do końca realistyczna książka w dorobku Murakamiego jest czymś znacznie głębszym.

„Norwegian Wood” swą tematyką obejmuje szeroki wachlarz zagadnień: jest tu między innymi problematyka śmierci, radzenia sobie z utratą bliskiej osoby, zaburzeń psychicznych, braku możliwości poprawnego funkcjonowania w społeczeństwie czy też problemów emocjonalnych. Haruki Murakami ma to jednak do siebie, że nie mówi wprost, nie nazywa rzeczy po imieniu. Jego proza jest ubrana w dość proste, oszczędne słowa, ale to, co się zza nich wyłania, jest głęboką refleksją o życiu, o tym, czego większość z nas doświadcza na co dzień: miłości, strachu, samotności. Więź, jaka rodzi się między Naoko a Toru po śmierci Kizukiego, jest pretekstem do rozważań na powyższe tematy. Jest to więc relacja bardzo delikatna, krucha, zbudowana na niepewnym fundamencie, jakim jest strata wspólnego przyjaciela, ale jednocześnie bardzo zmysłowa, głęboka, stworzona z potrzeby bliskości, wspomagana szczerymi uczuciami. Z kolei więź Toru i Midori tworzy się zupełnie spontanicznie, bardziej z samotności niż z prawdziwego uczucia, chciałoby się rzec – nastawiona raczej na fizyczne doznania. Murakami pokazuje więc dwa różne sposoby na przeżywanie miłości i choć pozornie mogłoby się wydawać, że to właśnie o tym jest „Norwegian Wood”, to nic bardziej mylnego. Książka ta to przede wszystkim próba poradzenia sobie z samym sobą, zrozumienia siebie oraz ludzi wokół.

Bohaterowie „Norwegian Wood” są typowi dla Murakamiego. Chociaż wszyscy mają inne charaktery, łączy ich zagubienie, poszukiwanie własnego miejsca w życiu i głębia przeżywanych emocji. Mimo że Toru jest jednocześnie bohaterem i narratorem, na pierwszy plan wysuwają się jego dwie przyjaciółki. Silny kontrast między nimi czyni je jeszcze bardziej wyrazistymi postaciami, podkreśla odmienność nie tylko od siebie, ale także od ludzi wokół. Delikatna, wrażliwa, zamknięta w sobie Naoko nie radzi sobie z funkcjonowaniem w społeczeństwie. Nie może zapomnieć o samobójczej śmierci Kizukiego, którego szczerze kochała. Pozornie wesoła, energiczna Midori kryje w sobie wiele smutku i pragnienie bliskości z drugą osobą. Obie potrzebują Toru, ale każda na swój własny sposób. Poza nimi jest kilka postaci dalszoplanowych, które dodają książce kolorytu. Jest więc Nagasawa, niespotykanie inteligentny chłopak, któremu nauka przychodzi z łatwością, a drzwi do pełnej sukcesów kariery polityka otwierają się same, ale jednocześnie zepsutego, egoistycznego, niezważającego na uczucia innych ludzi. Jest pedantyczny Komandos, będący pośmiewiskiem w całym akademiku. Jest Reiko, dojrzała kobieta z ciekawą, chociaż smutną, przeszłością, niedoszła pianistka. Każda z postaci wykreowanych przez Murakamiego, nawet taka, która nie jest ważna dla fabuły, jest interesująca i nietuzinkowa.

Były jednak dwie rzeczy, które sprawiały, że książka traciła swój urok. Całkowicie nie podoba mi się to, w jaki sposób Murakami mówi o seksualności. Brak tu zmysłowości, emocjonalności. Każda scena, która miała być sceną erotyczną, jest owego erotyzmu całkowicie pozbawiona, a wszystko przedstawione jest w prosty – żeby nie powiedzieć prostacki – sposób. Murakami akt miłosny sprowadza do samego słowa „akt”, bo miłości w nim niewiele, czasem wcale, ale i całkowicie odziera go z jakichkolwiek emocji. Takie momenty zupełnie nie pasowały do ogólnego klimatu książki – nostalgicznego, refleksyjnego i przepełnionego uczuciami różnego rodzaju.

Drugą natomiast rzeczą było zakończenie. Z tego, co zdążyłam już zauważyć, Murakami ma to do siebie, że pozostawia otwarte zakończenia. Zwykle przypada mi to go gustu. Tutaj jednak nie zdało egzaminu. Nie dość, że koniec złamał mi serce z powodu, którego oczywiście nie zdradzę, to jeszcze pozostał otwarty, co tym razem sprawia wrażenie niedokończonej książki, urwanej w pewnym momencie.

Mam do Murakamiego słabość i mimo tych dwóch potknięć, o których mówiłam, „Norwegian Wood” jest najlepszą książką tego japońskiego autora z tych, które czytałam. Przez znaczną większość czytało mi się wspaniale, a przez wszystkie prawie pięćset stron nie mogłam się oderwać. Być może to ten klimat, nietypowe postacie czy świadomość inności prozy Murakamiego od powszechnie spotykanej. Ten autor jest z pewnością wyjątkowy i nie bez powodu jego twórczość jest najbardziej znaną japońską twórczością. Nie jest to jednak książka dla wszystkich – raczej dla dojrzałego człowieka i dojrzałego czytelnika, a przede wszystkim takiego, który ceni sobie literaturę mającą głębszy przekaz.
Ocena: 8/10
 Książka bierze udział w wyzwaniach:
52 książki w 2016 – 2/52
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 3 cm
Wyzwanie czytelnicze 2016; punkt 21. Książka w twardej oprawie
http://bohater-fikcyjny.blogspot.com/2015/12/31-wyzwanie-czytelnicze-2016-konkurs.html

http://recenzjeami.blogspot.com/2016/01/wyzwanie-czytam-opase-tomiska-edycja.html

http://recenzjeami.blogspot.com/2016/01/wyzwanie-klucznik-edycja-2016.html


11 komentarzy:

  1. Czytałam tylko jedną powieść Murakamiego, w tym roku chciałbym trochę nadrobić jego twórczość. Być może po Twojej recenzji ta właśnie będzie kolejna. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z wszystkich, jakie dotąd czytałam, tę polecam najbardziej. :D

      Usuń
  2. W życiu nie czytałam niczego od żadnego Japończyka... kiedyś trzeba będzie to zrobić ;P
    drewniany-most.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei siedzę tylko w tym Murakamim, no bo najbardziej znany, a innego Japończyka też nie czytałam. Czas nadrobić. :P

      Usuń
  3. O Murakamim ostatnio dużo słyszałam. Myślę, że warto by było sięgnąć po jego książki, wydają się być bardzo wartościowe. A po za tym, z tego co piszesz, wynika że autor lubi pozostawiać otwarte zakończenia, co dla mnie jest dużym plusem - nie lubię, kiedy wszystko kończy się happy endem ;)
    Pozdrawiam, Lunatyczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie lubię happy endów, bo to taaaakie oklepane. Ale w tym wypadku Murakami naprawdę złamał mi serce zakończeniem. :c

      Usuń
  4. Aż głupio się przyznać, że o Murakamim słyszało się więcej niż o jakimkolwiek innym pisarzu, a jeszcze nie miało się okazji niczego spod jego pióra przeczytać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to czas nadrobić. :D Moim zdaniem warto poznać też jego twórczość, wydaje się inna.

      Usuń
  5. Teraz czytam trochę mniej Murakamiego, jednak "Norwegian Wood" mam już od dłuższego czasu za sobą (jednocześnie mam też w planach ponowne przeczytanie tej książki) i bardzo mi się podobała. Z tą seksualnością w jego powieściach muszę Ci przyznać rację, a jeśli chodzi o otwarte zakończenie, to właściwie już nie pamiętam, czy w tym przypadku miałam coś przeciwko temu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Twoje dwa zastrzeżenia do Murakamiego również i ja mogłabym podzielić. Przeczytałam dopiero dwie jego książki, w tym "Norwegian Wood", i obydwie miały otwarte zakończenie. Z jednej strony to w sumie się nie dziwię, bo to facet i trudno byłoby mi sobie wyobrazić, by zakończeniem był słodki happy end, gdzie wszystko zostało dopowiedziane. Z drugiej jednak to pozostawia tyle pytań o to, jak potoczyły się losy bohaterów. Co do scen erotycznych, to mam również podobne zdanie i mam wrażenie, że to ponownie dlatego, że napisał to facet, a dla faceta niespecjalnie ważna jest cała nastrojowa otoczka, w którą ubierają seks pisarki. Dla faceta seks to często po prostu coś, co rozładowuje napięcie, nieważne jest z kim i gdzie, dlatego też Murakami tak mechanicznie go opisuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, ja bym bardziej zwróciła to na karb różnić kulturowych, jednak Azja a Europa to w pewnych dziedzinach życia niebo a ziemia. Japończycy są znani ze swoich udziwnień w sferze erotycznej. :P Co do otwartych zakończeń, myślę, że to bardziej zasługa jego chęci (być może nieświadomej) pokazania czegoś innego. Mało jest pisarzy, którzy pozostawiają zakończenia otwarte. Szczerze mówiąc, poza Murakamim chyba nie czytałam takiego.

      Usuń